Takie tam do szkoły . XD
Na co dzień w niewielkim miasteczku
Amestris panowała bardzo spokojna i miła atmosfera. Mieszkańcy żyli w zgodzie,
a ich stosunki nie były niższe, niż znajomość ‘po sąsiedzku’. Budynki
wybudowane ich własnymi rękami robiły duże wrażenie swoją starannością i
wytrzymałością. Było to bardzo przydatne podczas burz i wichur; bezbronna
rodzina miała schron na każdą porę dnia i nocy. Wszyscy zawdzięczają to panu
Urey’owi Rockbell’owi, który pomógł każdemu jak tylko mógł, gdy sam miał własne
problemy na głowie i rodzinę składającą się z kochającej żony i posłusznej nastoletniej
córki na utrzymaniu.
Dość obszerna szopa
znajdowała się kilometr od domu mężczyzny. Wypełniona była przeróżnymi
narzędziami do pracy w polu lub na polowaniach zaczynając od każdego rodzaju
noży, poprzez kosy kończąc na pługach używanym do koszenia obfitych w zboże
pól. Księżyc świecił tak jasno tak, że mimo środka nocy wszystko dało się dość
wyraziście zobaczyć. Pośrodku budynku leżał skulony w kłębek na wpół żywy młody
chłopak. Kurczowo trzymał się za mokrą od krwi zmieszanej z piachem i trawą
koszulę. Kałuża krwi utworzona wokół chłopaka lekko falowała pod wpływem
nacisku wiatru przedostającego się przez otwarte drzwi pomieszczenia. Zalały
resztę ubrań, jak i ciało faceta. Duży nóż leżał parę metrów od ciała chłopaka.
Nie było już ratunku. Po niecałych 30 minutach mężczyzna umarł. Jak to każdego
dnia rano Van Hohenhain przychodził do szopy, po odpowiednia narzędzia do pracy
w polu. Zamiast ładnie ułożonych przyrządów ujrzał mnóstwo krwi i zwłoki, a od
wejścia odrzucił go nieprzyjemny odór.
-
Więc to pan mnie wzywał, panie…
-
Hohenhain. Van Hohenhain. Tak, ja.
-
Witam. Jestem Detektyw Tim Marcoh.
Od
godziny 10 mała wioska roiła się od policji i różnych innych ludzi mieszających
się z tłumem. Owe zabójstwo wywołało wielkie zamieszanie wśród mieszkańców
Amestris. Jakby wielkim skupisko ludzi w jednym miejscu. Jednak nie wszystkich
ciągnęło tak, do miejsca zbrodni. Nieopodal na uboczu stał niewielki mężczyzna
ubrany w dość prosty sposób. Zwykłe szerokie spodnie i dopasowana koszulka
dziwnie kontrastowały z długą białą szatą. Na swój sposób z pierwszego punktu
widzenia wyglądało to dziwnie, jednak po głębszym przemyśleniu, można było
stwierdzić, że idealnie do siebie pasuje. Czarne stare glany nadawały się do
takich typu spraw. Ubiór pokazywał, jakim to innym od reszty jest owy facet.
Twarz Marcoh’a miała dość
nieregularne rysy. Duży szerokie nos zasłaniał część twarzy, a lekko
przymknięte oczy zupełnie nie pasowały do wyobrażenia ‘dobrego detektywa’ jak
to go wszyscy nazywali. Jego lekko wyblakłe czarne włosy opadały na czarne oczy
mężczyzny. Były w stanie nieładu, lekko przetłuszczone. Twarz Marcoh oszpecała
go.
- Może pan coś więcej powiedzieć o
tej sprawie i ofierze ? Miał jakieś problemy ?
- Wczoraj, gdy kończyłem pracę, było
dość cicho. A rano znalazłem go.
- O której był pan ostatni raz w
szopie ?
- Najpierw o 18. Potem jeszcze
wróciłem około 23.
- Jacyś świadkowie ?
-
Mój znajomy pomógł mi w nocy szukać psa. Ale aktualnie wyjechał.
-
Spokojnie. Sprawdzimy to. Idźcie – zwrócił się do kolegów ze śledztwa – i to
sprawdźcie. A jakieś problemy dręczyły Urey’a ? Coś się działo ? Wie pan kto to
mógł zrobić ?
- Ja
to się z nim za bardzo nie znałem, ale co jakiś czas kręcił się obok niego
takie jeden dziwny typ. Zawsze dochodziło do jakiejś rozmowy, a raz to zaczęli
się tak kłócić, że rozniosło się po całej wiosce.
Nagle z tłumu ludzi wybiegła panicznie krzycząca kobieta
wraz ze swoją córką i jej dwoma przyjaciółmi. Dziewczyny wraz z jednym
chłopakiem zostały zatrzymani, a drugi biegł dalej, aż dotarł do miejsca
zdarzenia. Zatrzymał się nieruchomo w progu, a jego źrenice się rozszerzyły.
- Edward ! – krzyknęła nastolatka, lecz zagłuszyły ją krzyki
innych ludzi. Chłopak został odprawiony za barierki. Podchodząc do przyjaciół
pokręcił smutno głową. Nastolatka podniosła głowę, a jej włosy wraz ze łzami
zostały rozwiane przez wiatr; zamknęła oczy.
- Żegnaj, tato.
W tym samym czasie żona zamordowanego zemdlała, jednak w
trakcie lotu złapał ją Edward; skierował swój wzrok na brata.
- Alphonse, zemdlała.
Nieprzytomną kobietą zajęli się policjanci. Przepytali nowo
przybyłych i podeszli do detektywa, by ogłosić nowinę.
- Panie Marcoh, są tu rodzina i przyjaciele zmarłego.
Cisza potowarzyszyła ludziom przez parę sekund, aż detektyw nie
obmyślał wszystkiego.
- Jasne. Zaraz z nimi porozmawiam. A teraz – zwrócił się do
przesłuchiwanego – wie pan może o czym rozmawiali lub jak wyglądał ?
-
Nie wiem jak wygląda i nie słyszałem zbytnio, ale bardzo często padało nazwisko
żony ofiary i jeszcze jakiejś innej kobiety. To była chyba Riza Hawkeye.
-
Dobrze. Proszę skierować się tam – wskazał gestem głowy – w celu pobrania
odcisków. Dziękuję. Do widzenia.
Mężczyzna
skinął głową, po czym udał się do wskazanego miejsca. Nie został długo sam, gdyż
od razu podszyli do niego bracia wraz z córką ofiary. Jeden z braci rzucił się
na Marcoh i łapiąc go za bluzkę zaczął się wypytywać o ojca Winry.
-
Ed, przestań. – warknęła dziewczyna.
-
Więc to Ty musisz być Winry Rockebll, jego córka. A to zapewne Twoi
przyjaciele. Bracia Elric. Powiedz. Znasz może kogoś, kto często odwiedzał
Twojego ojca ?
-
Był taki jeden… Roy. Roy Mustang. Przychodził i kłócił się z ojcem jednak nigdy
jasno nie powiedzieli o co się kłócą.
- To
nasz główny podejrzany. A Riza Hawkeye ?
-
Riza .. ? Nie, nie wiem. – pokręciła przecząco głową. Chciała zapytać się o
Mustanga, jednak uznała, że byłoby to zbędne pytanie.
- A
wy ? - zwrócił się do braci.
-
Spotkałem się kiedyś z tym nazwiskiem, ale nie wiem kto to. – odpowiedział
Alphonse.
- Ja
tak samo. – odpowiedział drugi.
- No
dobra. To idźcie do domu i z niego nie wychodźcie.
Odeszli
w milczeniu. Tim korzystając z chwili poszedł na miejsce zdarzenia by obejrzeć
to, co na razie udało się odkryć. Policjant podszedł do niego i przekazał informację.
Na nożu leżącym obok ofiary były odciski palców naszego pierwszego świadka,
Van’a Hohenhain’a.
-
Czy żona ofiary już się obudziła ?
Policjant
skinął głową.
-
Proszę mnie do niej zaprowadzić.
Drobna,
zapłakana kobieta siedziała na krześle. Była skulona i roztrzęsiona. Jednak
Marcoh musiał się dowiedzieć, o co chodzi z Mustangiem i Hawkeye. A ona musi wiedzieć.
-
Witam. Nazywam się Marcoh. Tim Marcoh.
-
Sara Rockbell. Wiadomo już, kto zabił mojego męża ?
-Jak
na razie trop prowadzi na Roy’a Mustanga, ale jest też ten świadek, Van.
Kobieta
wzdrygnęła się, słyszą to nazwisko.
-
Mustang. Tak. Znam go. Kilka lat temu podkochiwał się we mnie. I nie mógł
znieść tego, że wybrałam innego. Czy on naprawdę jest tak głupi i go zabił ?!
Sara
złapała się za głowę.
-
Proszę się uspokoić. Jest jeszcze Riza Hawkeye. Zna ją pani ?
-
Mąż kiedyś wspominał. Jakaś znajoma z pracy czy coś.
-
Marcoh ! Psy coś znalazły. – policjant przybiegł przejęty. – Nóż. Jest we krwi.
Nie ma na nim żadnych odcisków, tak jak i na kartce która leżała obok niego.
Detektyw
chwycił kartkę i odczytał na głos.
‘Sara, on Cię wcale nie kocha. Zdradza Cię z
ta swoją koleżanką z pracy, Rizą. Mam nadzieję, że uwierzysz, a ten śmieć już
nikogo nie zrani.’
Kobieta
nie mogła uwierzyć w słowa, które usłyszała. Ponownie zemdlała.
- A
co, jeśli sprawca miał własny nóż i oczyścił go z odcisków. Wywalił go razem z
kartką, a w szopie zostawił ten Van’a. A tak w ogóle – zwrócił się do
policjantów – wysłaliście kogoś, żeby sprawdził alibi Hehenhain’a ?
-
Tak, zostało ono potwierdzone przez jego znajomego Maes’a Hughes’a i jego żonę
May oraz pobliskiego starszego sąsiada.
-
Wątpiłem w to od początku, że to on jest podejrzanym. Ale co teraz z tą Rizą ?
- To
także sprawdziliśmy. Wyprowadziła się do Ameryki zaraz po tym, jak zaszłą w
ciąże. Podejrzewamy, że właśnie z zamordowanym. – poinformowali policjanci.
-
Potem zleciła to morderstwo Roy’owi, a sama miała czyste ręce. Zresztą on też
chciał się odegrać za to, że mu kobietę odbił. Sprowadźcie go tu. Musi się przyznać.
Po
niecałych 4 godzinach odnaleźli Mustang’a. W tym też czasie wszyscy
obserwatorzy rozeszli się, a kobieta poszła do domu, w którym czekali Edward,
Alphonse i Winry. Mustang bez oporów poszedł z policjantami wprost do
detektywa.
-
Zabiłeś Urey’a Rockbell’a . Tym nożem. – pomachał przed oczami torebką –
Przyznaj się. Zleciła Ci to Riza Hewkeye.
- Ta
Twoja morda to rzeczywiście jest tak szpetna jak mówią. Rozwiązałeś to.
Zaklaskałbym w geście gratulacji, ale niestety mam związane ręce. Jesteś bardzo
dobrym detektywem, Marcoh. – na twarzy Roy’a pojawił się wredny uśmiech, po
czym splunął na buty Tim’a. Został zabrany i zakuty. Po pół roku Amestris żyło
normalnym tempem.
Ach, dziwnie mi się to czytało, cy mogłabyś zmienić to tło, żeby nie przeszkadzało przy czytaniu? ;/
OdpowiedzUsuń