Tam tarata tam no.

Przechadzał się po długich korytarzach ich wspólnego, lecz dość dziwnego, urządzonego w stylu wiktoriańskim domu. Nie widział jej cały dzień, ale miał nadzieję, że nie zrobiła znów niczego głupiego.
Przez uchylone okno wdarły się liście przywiane przez letni wiatr, który oboje z Flare tak dobrze wspominali.
Na zegarze wybiła godzina wczesnego wieczoru, a Gilbert nadal nie wiedział, gdzie ona się podziewa. Jego uwagę przykuło jednak światło wydobywające się z łazienki, którą często zajmowała jego córka, Talho. Zwyczajem dziewczyny był cichy pomruk, lub szeptanie piosenek jej ulubionych zespołów; w ostatnim tygodniu w jej słuchawkach rozbrzmiewał dźwięk jednego z utworów Hollywood Undead zatytułowany Pain. Tego wieczoru jednak dało się usłyszeć jedynie bicie własnego serca; w domu nastała grobowa cisza. Nie zastanawiając się nad niczym, facet podszedł spokojnie do drzwi, po czym zapukał, uprzednio przystawiając ucho do drzwi z marnym rezultatem.
- Talho. Talho, jesteś tam ? - nawoływał raz za razem, jednak w odpowiedzi usłyszał tylko ciche gwizdanie wiatru.
Dziewczyna w łazience wzdrygnęła się na głoś ojca, odwróciła lekko głowę w tył sprawdzając, czy drzwi na pewno są zamknięte, po czym powróciła do przerwanego zajęcia.
- Jesteś głupia. Nie rób tego, proszę  - głos w jej głowie rozsadzał ją - proszę, przestań.
Nie słuchając źródła głosu, jakim było jej własne urojenie. Przejechała ponownie po skórze, by po chwili ciepła krew spłynęła po jej ręce zataczają się powoli, a następnie skapnąć na białą powierzchnię umywalki. Z niesmakiem upuściła zakrwawioną żyletkę. Krew zalała jej całą rękę, po czym delikatnie skapywała w dół. Kap, kap, kap.
- Nienawidzę krwi - powtarzała w myślach - ona tak śmierdzi, rany bolą, blizny zostają. Tak tego nienawidzę.
- Więc dlaczego nie przestaniesz ? - po raz kolejny jej urojenie odezwało się niepytane.
Jakże uroczą rozmowę przerwał Gilbert.
- Talho, jesteś tam ? - podniósł głos wręcz do krzyku, a ręce wolno przejeżdżały po drzwiach pomieszczenia.
- Jestem . - warknęła, po czym oparła się o wannę. - Świetnie, teraz trzeba będzie myć jeszcze wannę. - myśli plątały się jej w głowie.
Kap, kap, kap.
- Więc dlaczego nie przestaniesz ? - spytał ponownie.
- Zamknij się, Kengo. - wypowiedziała słowa na głoś, gdy nagle szybko tego pożałowała. Ojciec stał za drzwiami.
Kap, kap, kap.
- Z kim rozmawiasz ?
- Z n-nikim. - jęknęła widząc przed sobą blondyna.
Kap, kap, kap.
- Czego chcesz ?
- Zabijmy się. Zabij się ze mną.
- C-co ? Nie zrobię tego.
- Zrobisz.
Nie wiedziała, czy ta rozmowa to złudzenie, czy to na prawdę się zdarzyło. Siedziała oparta o wannę, lub to coś, co do wanny było podobne. Ojciec dawno poszedł, a ona umierała.
- Czemu nie wejdziesz i mnie nie uratujesz ? - syczała przez zaciśnięte zęby.
- Umrzemy tu razem, Talho.
Ostatnie słowa padające z ust blondyna ledwo zatarły się w jej pamięci, po czym bezwładnie upadła na podłogę.
- Tak, tak dobrze. Zabijmy się. No, dalej. - Kengo śmiał się na cały dom, ale przecież on nie istniał.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Część 20. Why didn't she tell me ? Shikatema.

Część 10. Why didn't she tell me ? Shikatema.

Część 3. Why didn't she tell me ? Shikatema.